12 maja 2015

Efekt motyla


Wszystko zaczęło  się jakieś dwa tygodnie temu, całkiem niewinnie od przemoczonych butów. Pan Roman zakupił właśnie sześć drzewek owocowych, cztery jabłonki i dwie śliwy. Trochę się spieszył, więc pewnie dlatego przed wyjazdem na działkę nie zabrał gumiaków, które dumnie stały w garażu. Drzewka przyszło mu więc sadzić w wyjściowych mokasynach, które nie dość że ubłocił, to na koniec solidnie podlał dostarczając drzewkom odpowiednią porcję wilgoci.



To nic, wyschną do jutra a zaschnięte błoto wyczyści się szczotką. Tak, tylko że dyskomfort prowadzenia samochodu w mokrych butach był tak ogromny, że zagapił się nasz pan Roman przed skrzyżowaniem i wjechał na nie na czerwonym świetle. Zupełnie nie wiadomo skąd wyrósł nagle, no chyba z pod ziemi piękny radiowóz z dwoma a jakże uśmiechniętymi panami w mundurach. Tak więc poszły się bujać cztery stówki wraz z sześcioma punktami do towarzystwa.

Mocno spóźniony i z lekka roztrzęsiony dotarł na dworzec z którego miał odebrać dziś wracającą z sanatorium małżonkę. Pani Krysia słowa nie rzekła, ale obdarzyła ślubnego spojrzeniem bardzo ciężkiego kalibru i dopiero po dojechaniu na miejsce dała upust swemu nie zadowoleniu. Pan Roman w milczeniu wysłuchał całej litanii życzeń i zażaleń i nie dość, że ciężko znosił uszczerbek w portfelu, to na dodatek musiał się zmierzyć z fochem swojej żony. No pech.

30 marca 2015

Naiwna miłość


Mam teściową, całkiem fajna babka. Bardzo ją lubię, ale czasem nie rozumiem zupełnie a pewne jej nawyki przyznam szczerze, zwyczajnie mnie śmieszą lub nawet wkurzają. Jest przeciwieństwem mojej mamy, całe życie lekko przeszła, a bo i pracę nie fizyczną miała i mąż przyzwoity jej się trafił, co ją we wszystkim w domu wyręczał. Zakupy zrobił, obiad ugotował, okna umył, pranie wstawił, posprzątał, urwany guzik przyszył. Nic tylko leżeć i pachnieć. No ale teściowi zmarło się jakiś czas temu niestety.


Żałobę i owszem długo nosiła, po takim mężu wcale się nie dziwię. Jak to mówią dwójeczka liczba boża więc z czasem człowiekowi zwyczajnie drugiej połówki brakuje. Samotność to jest taka małpa, która po pewnym czasie lubi podoskwierać i ta doskwierajaca  małpa dopadła moją teściową. Jakiś czas jeszcze ją tolerowała umilając sobie czas wnukami, ale w zeszłe wakacje postanowiła rozprawić się z nią raz na zawsze. Z moją małą pomocą, bo pomogłam założyć jej profil na facebook, postanowiła odnaleźć starych znajomych w tym swoją wielką miłość z lat młodzieńczych i o dziwo odnalazła.

18 marca 2015

Jak wół szczał


Poraża mnie czasem brak wyobraźni i wyczucia estetyki. A może to problem tkwi we mnie, może rzeczywistość ma być krzywa, koślawa, rozjechana kołami traktorów i śmierdząca krowim łajnem. Bo oto dziecię me przyjechawszy z przedszkola, uznawszy, że pogoda ku temu sprzyja, bez obiadu na głodnego postanowiło wywlec mnie na długi, dziesięciokilometrowy spacer za miasto.

Piękno okolicy, jeszcze szarawe, bo przecież po zimie koloru żadnego nie uraczysz, ocieplało całkiem przyjemnie świecące słoneczko. Idąc poboczem drogi, o dziwo starannie wykoszonym, co raz mijały nas pędzące samochody. Droga co prawda asfaltowa, ale w komunie wylewana, wąska choć dziury całkiem dobrze załatane.



Dzieciowi jakoś szczególnie na tej wyprawie zależało, bo maszerowało równym tempem, bez gwałtownych podbiegajek i kamertonowego rozedrgania. Pięknie trzymało się lewego pobocza i jak zaczarowane stawało na sam dźwięk zbliżającego się pojazdu. Tak, lata tresury nie poszły na marne, choć często wrodzona nadpobudliwość bierze górę, ale i na to sposoba mam, pod postacią najsurowszej ze wszystkich kar, a mianowicie...końca spaceru.


12 marca 2015

Oczy szeroko otwarte


Miało być piwo dziś wieczorem i orzeszki a najadłam się strachu, kawą popiłam tabletkę na nerwy. Naprawdę nie widziałam tego samochodu. Zawsze gdy z dzieckiem idę na miasto, mam oczy i uszy szeroko otwarte. Przed przejściem dla pieszych mocniej trzymam syna za rękę, by nie wyrwał się i nie wparował znienacka wprost pod jadący samochód. Tak jak dwa lata temu, bo po drugiej stronie był znak drogowy, który natychmiast chciał obejrzeć.

28 lutego 2015

A co jeśli?



Pewności nikt nam nie da, że to miłość na całe życie. Ta prawdziwa, spełniona, szczęśliwa, gdzie nie tylko patrzenie w oczy daje nam przyjemność, ale i patrzenie w tym samym kierunku. Te same cele, podobne poglądy, identyczne marzenia i ta pewność, ze nam się uda, bo szczęśliwi jesteśmy. A co jeśli mimo całej naszej mądrości, bo przecież głupi nie jesteśmy, mimo naszej wielkiej miłości, nadziei i pragnień los sobie z nas zadrwi?

Po drodze często nie usłanej różami, krętej, wyboistej, w spiekocie dnia powszechnego i zimnie cichych dni, pogubimy wspólne cele, pragnienia i cierpliwość. A gdy miłość stężeje, zacznie schnąć jak niepodlany kwiat. Ale my przecież wszystko wiemy, niepotrzebne nam rady ekspertów i wróżek z kolorowych tygodników, wiemy jak naprawić, rozniecić, by na nowo zaiskrzyło. Czasem jednak już się nie chce, a właśnie to chcenie w miłości jest najważniejsze.

15 stycznia 2015

Pochmurno



Adela zawsze lubiła zimę, te długie wieczory spędzane z kubkiem gorącej herbaty in książką. Lubiła bosą stopą gładzić grzbiet kota, który miał ulubione miejsce do spania obok jaj fotela. Cisza w domu miała wtedy dźwięk tykającego zegara.

2 stycznia 2015

Ktoś kogo nie ma

Adela jak zwykle krzątała się po kuchni. Zagniotła ciasto na pierogi, doprawiła farsz. już brała do ręki wałek by rozwałkować ciasto, gdy z pokoju obok usłyszała nawoływanie córeczki.
 - Mamo, mamo... mamo, bo ja nie mogę dosięgnąć farbek.



Sześcioletnia Kasia koniecznie chciała podarować komuś pod choinkę, własnoręcznie namalowaną laurkę. Farby leżały na górnej półce, tak trochę ponad dziesięć centymetrów poza zasięgiem małych rączek. Normalnie Kasia pewnie by wzięła stołeczek i sama sięgnęła po farby, ale nie tym razem. Jej prawa noga znów znajdowała się w gipsie, od połowy stopy aż za kolano. Niestety złamanie nie zrastało się tak jak należy, dlatego zabieg który przeszła sześć tygodni temu był konieczny. Teraz według zapewnień lekarzy wszystko miało się pięknie goić.