18 marca 2015

Jak wół szczał


Poraża mnie czasem brak wyobraźni i wyczucia estetyki. A może to problem tkwi we mnie, może rzeczywistość ma być krzywa, koślawa, rozjechana kołami traktorów i śmierdząca krowim łajnem. Bo oto dziecię me przyjechawszy z przedszkola, uznawszy, że pogoda ku temu sprzyja, bez obiadu na głodnego postanowiło wywlec mnie na długi, dziesięciokilometrowy spacer za miasto.

Piękno okolicy, jeszcze szarawe, bo przecież po zimie koloru żadnego nie uraczysz, ocieplało całkiem przyjemnie świecące słoneczko. Idąc poboczem drogi, o dziwo starannie wykoszonym, co raz mijały nas pędzące samochody. Droga co prawda asfaltowa, ale w komunie wylewana, wąska choć dziury całkiem dobrze załatane.



Dzieciowi jakoś szczególnie na tej wyprawie zależało, bo maszerowało równym tempem, bez gwałtownych podbiegajek i kamertonowego rozedrgania. Pięknie trzymało się lewego pobocza i jak zaczarowane stawało na sam dźwięk zbliżającego się pojazdu. Tak, lata tresury nie poszły na marne, choć często wrodzona nadpobudliwość bierze górę, ale i na to sposoba mam, pod postacią najsurowszej ze wszystkich kar, a mianowicie...końca spaceru.



Tak więc wędrując nieśpiesznie przed siebie i podziwiając piękno budzącej się po zimie przyrody, po jakiś czterech kilometrach weszliśmy do małej wioski, która już tak malownicza jak okolica nie była. Pierwszy szok to brak chodnika. No dobra może się czepiam, w końcu to mała wieś, ale tu nawet pobocza nie było. Wąska, asfaltowa droga i od razu siatka ogrodzenia albo ściana obory. Strach iść, bo co jak zaczną się mijać dwa samochody?

Swobodnie biegające psy a brama na podwórze na oścież otwarta, domy stojące tak blisko jezdni, że jak by kto wystawił rękę z jadącego samochodu, to swobodnie mógłby szyby dotknąć. No halo, czy ktoś tu myślał fundamenty stawiając? Podwórka zaniedbane, nie przycięte drzewka w sadzie, pełno chaszczy przy płotach. No nie dziwiła bym się gdyby gospodarze wiekowi byli, no sił brak i w pewnym wieku już i chęci, ale tu całkiem młodzi z podrośniętym przychówkiem. Dawno odstawieni od cyca.

Wiem, że praca na roli do lekkich nie należy i nie porównasz jej nawet do ośmiu godzinek przy łopacie, bo tu pogoda się liczy i sezon, a obowiązków dużo, ba, bardzo dużo i naprawdę wielkie sorry, ale nie pisała bym tego gdybym sama nie miała dwóch działek na głowie (taty i teściowej) przydomowego ogródka i dziecka niepełnosprawnego przy nodze, z którym muszę przejść około 10 km dziennie bo zwyczajnie uwielbia spacery.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz